W grudniu 2018 roku mój bratanek Krzysztof wraz z grupą przyjaciół odwiedził Tajlandię. Mimo, że temperatura była powyżej 30 °C i czekolada nie znosi takiej temperatury, kupił dla mnie 10 czekolad. Przywiózł nie same opakowania, ale wraz z czekoladą, co stanowiło nie lada wyczyn. Dotarły do mnie w całkiem dobrym stanie. Trzy z nich są marki "Glico-Alfie", pierwsza 100 gramowa z drobnymi orzeszkami i 2 mniejsze: mleczno-truskawkowa i deserowa.
Dostałam również dwie czekolady Lindt (okazuje się, że czekolady tej firmy podobnie jak "Milkę" można kupić na całym świecie).
To mocno gorzka 99% kakao i mleczna. Kolejne trzy czekolady były popularnej w USA marki "Hershey's".
To czekoladki o gramaturze 40 gram: mleczna, biała i mleczna z migdałami. Wśród podarowanych były jeszcze dwie czekolady o ładnych opakowaniach znanych w Japonii firm "Lotte" i "Morinaga".
Krzysiu zrobił mi dużą niespodziankę, bo nigdy nie przypuszczałam, że przywiezie mi aż tyle czekolad z kraju gdzie czekolada się topi w ciągu kilku minut zanim doniesiesz ją do hotelu do lodówki, a bagaż pasażera samolotu jest ograniczony. Wielkie dzięki. To moje pierwsze opakowania z Tajlandii.